Długo trwało moje zdecydowanie się czy dołączyć do grupy zakręconych "katlejasto" bo doświadczenie i skromne osiągnięcia... ale od początku mojej przygody z uprawą storczyków jestem zakochana w cattleya. "Choroba" zaś spotęgowała się po odwiedzeniu Storczykarni w Łańcucie. Ogromne kwiaty, piękne kolory, upojne zapachy... Tam też dostałam od męża w prezencje pierwszą hybrydę cattleya, tak na dobry początek.
Najpierw jednak, zanim będę ciągnąć opowieść w kolejnych postach o swoich zniechęceniach i radościach to podam pełną listę tych cattleya i ich hybryd, które goszczą na moim parapecie.
Oto one:
C. dowiana, C. rex '1372', Catt. iricolor, C. maxima, C. porphyroglossa,
L. purpurata var. werkhäuseri, L. tenebrosa, L. sicorana coruela,
hybrydy pierwszorzędowe
Cattleya x leeana, C. 'Loddiaca', Lc. 'Mini Purple Cluster', Catyclia El Hatillo
hybrydy
Blc. "Rusic Spots', C. 'Cooper Queen', Epicatanthe Don Herman 'Gold Rush',
Treaz jeszcze dodatkowo zdecydowałam się na eksperyment z siewkami a wybór padł na C. intermedia var. aquinii.
To może na razie tyle tytułem wstępu.