Cattleya z importu...
Właśnie otrzymałam informację od storczykowej kumpelki, że poddała się i spaliła kilka cattleyek.
Rośliny pochodziły z importu sprzed kilku lat, ewidentnie były zainfekowane jakimś paskudnym grzybem. Mimo przestrzegania zasad uprawy i ścisłej kwarantanny, zastosowania chyba wszystkich możliwych fungicydów dostępnych na Polskim i legalnych
zagranicznych rynkach nie udało się zatrzymać postępu choroby.
Również posiadałam rośliny z tego importu, ale ja poddałam się dużo wcześniej.
A właściwie mimo moich usilnych starań to rośliny się poddały.Dostawały na liściach zapadniętych czarnych(ale suchych, bezwonnych) plam, później plamy występowały na psb, jeśli w ogóle wyrosły nowe przyrosty, to początkowo liście były zdrowe, po osiągnięciu dojrzałości "zabawa" zaczynała się od nowa
Nie odnalazłam wyraźnego podobieństwa do żadnych zmian, które można zobaczyć w sieci, nie wykluczam oczywiście, że być może nie trafiłam na właściwe strony
Czy Wam również zdarzyło się nabyć takie "zapyziałki" i jak sobie poradziliście, czy udało się je uratować?
Rośliny pochodziły z importu sprzed kilku lat, ewidentnie były zainfekowane jakimś paskudnym grzybem. Mimo przestrzegania zasad uprawy i ścisłej kwarantanny, zastosowania chyba wszystkich możliwych fungicydów dostępnych na Polskim i legalnych
Również posiadałam rośliny z tego importu, ale ja poddałam się dużo wcześniej.
A właściwie mimo moich usilnych starań to rośliny się poddały.Dostawały na liściach zapadniętych czarnych(ale suchych, bezwonnych) plam, później plamy występowały na psb, jeśli w ogóle wyrosły nowe przyrosty, to początkowo liście były zdrowe, po osiągnięciu dojrzałości "zabawa" zaczynała się od nowa
Nie odnalazłam wyraźnego podobieństwa do żadnych zmian, które można zobaczyć w sieci, nie wykluczam oczywiście, że być może nie trafiłam na właściwe strony
Czy Wam również zdarzyło się nabyć takie "zapyziałki" i jak sobie poradziliście, czy udało się je uratować?