Mam z nią dylemat. Otóż stoi w pomieszczeniu, gdzie jest bardzo chłodno - celem spoczynku. Wczoraj zauważyłam, że wypuszcza pąki na jednym przyroście, więc chyba spoczynek nie jest jej już potrzebny. I teraz nie wiem, czy zostawić ją tam (a idą mrozy i temperatura spadnie do kilku stopni w tym pomieszczeniu) czy przenieść ją w cieplejsze miejsce - na południowy parapet? Okna nie są szczelne, więc parapet nie jest bardzo ciepły, ale jednak warunki cieplejsze niż w "zimowisku". Nie chciałabym, aby zrzuciła pąki. Nie była również podlewana, ale teraz chyba trzeba zacząć ja nieco nawadniać. Co w tej sytuacji najlepiej zrobić?
A są widoczne pączki czy na razie tylko pochewka? Jeśli pączki - to na pewno zaczęłabym bardzo powoli zwiekszać podlewanie i zastanowiłąbym się nad przeniesieniem w cieplejsze miejsce. No chyba,że różnica temperatur będzie za duża- wtedy jest ryzyko że zrzuci pąki. Jeśli jest sama pochewka to zostawiłabym w zimowisku.
Widoczne są już pąki - i to dość konkretne. Na razie zostawiłam ją na cieplejszym parapecie, gdyż dokonałam pomiarów temperaturowych i nocą jest około 14*C, w dzień 18*C. Nie ma więc szalonego skoku temperaturowego, ale jednak jest cieplej co pozwala mi ja nawodnić. Pąki wyraźnie przyspieszyły, mniemam więc, że warunki ma odpowiednie. Tak wyglądały kilka dni temu:
Jednak się udało. Roślina nie jest jeszcze w idealnej kondycji, bowiem jedną nogą była już na kompoście, ale warto było trochę o nią powalczyć. W ubiegłym (2012) roku stała przez lato w ogródku i to wtedy nabrała krzepy, co zaowocowało ładnymi przyrostami. I nie tylko nimi.
Pani Basiu gratuluję kwitnienia i cierpliwości,bo jak napisała Pani roślina była prawie na kompoście. Za uratowanie życia odwdzięczyła się kwitnieniem.Sliczne kwiaty.Pachnie?
Dziękuję za miłe słowa - te kwiaty to dla mnie duży sukces zważywszy na całą historię tej Slc. Na zdjęciu widać dobrze, że to roślina po przejściach. Liczę, że teraz już będzie z górki. Kwiaty nie pachną, a przynajmniej ja nic nie wyczułam. Dzisiaj otworzył się kolejny - postaram się zrobić zdjęcie.
Basiu, podziwiam piękne kwiaty, wolę życia rośliny, ale przede wszystkim twoją wytrwałość. U mnie z pewnością skończyłaby w koszu. Gratuluję i pozdrawiam, r.
U mnie jej losy także się ważyły, ale nie lubię wyrzucać roślin, w których się jeszcze życie kołacze. Warto było się trochę "pomęczyć". A tak wygląda obecnie: