witam jestem kolejnym nowicjuszem uprawy tych pięknych kwiatów, chciałabym po krótce opisać moje doświadczenia, gdy dostałam pierwszego falka, od razu zakochałam się w tych roślinach, postanowiłam założyc małą kolekcję- w grupie raźniej:) poprosiłam znajomych by na urodziny zamiast prezentów każdy przyniósł mi storczyka i tak stałam się dumną acz niedoświadczoną właścicielką kolekcji storczyków...podlewanie, nawożenie wszystko zgodnie z opisami na stronach internetowych poświęconych temu tematowi itd po przekwitnięciu kwiaty stopniowo przenosiłam do ciemniejszego chłodniejszego pokoju, i ograniczyłam podlewanie do 1/miesiac, dwa storczyki zaczęły ponownie kwitnąć ale reszta nie przetrwała takiej "próby" i falki padły, potraciły liście korzenie poschły i kwiatki wyrzuciłam, stwierdzając ze chyba przerastają moje możliwosci... dwa mam do tej pory i postanowiłam jednak się nie poddawać, nie wychładzam nie przysuszam staram sie dbać o ich kondycję...i co się dzieje...w tym roku do mieszkania obok wprowadziła się pani, a na oknie pojawiły się piękne storczyki falki multiflora, kwitną pięknie cały czas od wiosny....pomyślalam ze pojawiła się dla mnie szansa uzyskania porad z pierwszej ręki...i co się dowiaduję....storczyki kwitną na południowym oknie niczym nie osłonięte (liście trochę blade w porównaniu z moimi), podlewane są wodą z kranu a jak trochę sie przykurzą to sąsiadka funduje im kąpiel pod prysznicem! a w dodatku niczym nie nawozi!!! a na moje zdziwione pytania reaguje pobłażliwym uśmiechem....i jaki morał z tej historii....jak storczykom jest za dobrze to nie kwitną tylko rosną a jak jest im żle to kwitną jak szalone....jaka jest Wasza opinia..?? czy taka "esploatacja" doprowadzi jednak do straty roślin???
fotka moich kwitnących falków pół roku temu